20090125

warszawy centrum. centrum warszawy.

sam fakt, że jest sobota, wystarcza do tego, aby wybrać się z aparatem gdzieś. wybór: polowanie na uśmiechy w złotych tarasach, ale niestety nasi rodacy jacyś tacy ponurzy i melancholijni... nawet dzieci jeżdżące schodami ruchomymi. w górę i w dół. w górę i w dół. w górę... a może to przez ten szarobury i ponury świat za oknem? złote tarasy jednak nie przyniosły satysfakcji, czasu jeszcze trochę miałem do zadysponowania, więc udałem się na dworzec centralny, który jest dla mnie bezkresnym źródłem pomysłów. miejsce, w którym nadal żyją stare duchy. i ten nieśmiertelny neonowy napis górujący nad centrum miasta. oby jak najdłużej.

20090124

lachowicz. reżyser niebywały.

19 stycznia, w tr warszawa, zagrał człowiek, o którym nic sensownego nie potrafię napisać, bo nie odda to tego, jaki jest i co i jak robi. ciasna, ciemna sala, plastikowe krzesełka. najpierw były drzewa, las i tajemnicze dźwięki. potem pojawiła się ania dąbrowska i zaśpiewali. czas zaczął uciekać niepostrzeżenie, sączyły się dźwięki, którym towarzyszyły wizualizacje emitowane prosto na muzyków z projektora. wśród wyszukanych obrazków pojawiły się również sarenki, które skojarzyły mi się bardzo jednoznacznie. wszystko razem stworzyło w mojej głowie film, którego nie potrafię opowiedzieć. artur r uwiecznił fragmenty tego filmu. pan reżyser lachowicz zaprezentował również publice utwory z nadchodzącego albumu, jakby ostrzej, jakby mocniej, jakby obcojęzycznie. a ciarki wędrowały z góry na dół, z dołu do góry.

20090119

miloopa

15 stycznia w moim ulubionym koncertowym miejscu, czyli w studiu im. agnieszki osieckiej, zagrał wrocławski zespół miloopa. moja znajomość z ich muzyką zaczęła się kilka dni wcześniej, przeglądając trójkową stronę postanowiłem zajrzeć na myspace zespołu. wpadające w ucho elektroniczne dźwięki okraszone żywymi instrumentami, w towarzystwie bardzo sympatycznego głosu pani wokalnej. koncert? bardzo miłe zaskoczenie, zabrzmieli dużo bardziej energetycznie i zadziornie, niż na płycie. moją uwagę szczególnie skupiła na sobie pani wokalna, która dość odważnie bawiła się modulatorem głosu, i pan muzyk grający na trąbce. ten z kolei przy pomocy wszelakich elektronicznych zabaweczek wyczyniał cuda. ich muzyka zdecydowanie nie nadaje się na koncerty siedzące, za bardzo wszystko się chce samo ruszać. w pamięci najbardziej zapadła mi aranżacja raz na milion lat republiki, oraz instrumentalny kawałek, który zagrali na sam koniec koncertu. ciarki biegały mi po plecach we wszystkich możliwych kierunkach. szkoda, że bez bisów. jeżeli miloopa znów pojawi się w stolicy, to na pewno wybiorę się na ich koncert. ołje!

20090110

OFFensywne święto

w piątek odbyła się trzecia edycja trójkowej offensywy deluxe. muzyczne podsumowanie roku, który właśnie się skończył i zapowiedź na rok bieżący. szczota niebiesko-srebrna, za pozamiatanie na scenie w 2008 roku, trafiła do pustek. no i zagrali. zagrali bardzo solidnie i bardzo poprawnie, ale jak dla mnie, brakuje im pazura. są piekielnie ambitni, pomysłowi, zdolni, jednak w ich muzyce brakuje mi ognia. zanudzili. kalambura zagrali w towarzystwie muńka staszczyka, wystąpili razem po raz pierwszy. tak, czy inaczej, pierwszy występ powiesił poprzeczkę na ten wieczór bardzo wysoko. szczotę nadziei na 2009, już po raz trzeci otrzymał piotr maciejewski (pana należy kojarzyć z muchami), tym razem za solowy projekt drivealone. koncert partyzancki, prowizorka, zagrany dosłownie po 3 próbach, ale mnie porwał. bardzo mi taka partyzantka przypasowała do twórczości maciejewskiego. z niecierpliwością czekam na album. na sam koniec wystąpili happy pills, reaktywowani, z natalią fiedorczuk (między innymi orchid) na wokalu. koncert pełen energii i ognia, głos natalii bardzo fajnie wkomponował się w muzykę, widać było, jak wiele radości ponownie sprawia im wspólne muzykowanie. kolejny album, na który będę czekał z nieciepliwością. hp podnieśli powieszoną już i tak wysoko poprzeczkę, 2009 zapowiada się być kolejnym bardzo dobrym ro(c)kiem muzycznym. komu się uda podnieść tą poprzeczkę jeszcze wyżej?
między występami zespołów na scenie pojawiał się duet prowadzący offensywę, piotr stelmach i anna gacek. (oszczędzę sobie i nic nie napiszę na temat tego, co mi się w głowie kołacze o współtwórczyni offensywy.) po krótce przedstawili historię, powiedzieli o co im chodzi. pojawił się również artur rojek, który nakreślił mniej więcej obraz tegorocznego off festivalu, który odbędzie się w dniach 6-9 sierpnia. może blur?

20090109

tak po mieście

przyszło mi dzisiaj w ciągu dnia przeprawić się na drugą stronę wisły. w sumie nic wielkiego, ale był ze mną aparat. na dolnej spotkałem najdziwniej brudne auto w mieście. a na sobieskiego z kolei uwieczniłem dzieło (chyba) niespełna rozumu kierowcy, serdecznie panu gratuluję pomysłowości. debile są wśród nas. pozdrowienia dla pani w kolorowym płaszczyku.

że urlop - part 3

urlop dobiegał końca, pogoda za oknem była wielce zachęcająca do ruszenia się. 4 stycznia. wyruszyłem, w sumie, bez żadnego planu. postanowiłem, że pojadę tam, gdzie mnie poniesie. wyszło na to, że wylądowałem na okęciu, od strony cargo. miało być polowanie na samoloty, wyszło fotografowanie żółtej ślicznotki z carbonową maską. na koniec jeszcze krótka wizyta na wirażowej, która zakończyła się przyłapaniem jednego pojazdu latającego. w ten sposób urlop się skończył. teraz trzeba będzie liczyć na weekendy...

20090107

że urlop - part 2

kolejny dzień urlopowej nudy, 2 stycznia 2009 roku. wypad miał się zrealizować dzień wcześniej, ale poranek tego dnia przesunął był się na godzinę 16... cóż, niech się święci nowyj god! cel podróży - rozgałęzienie Wiedenki i CMK, czyli jaktorów. warunki atmosferyczne tego dnia niestety postanowiły nie sprzyjać. zima pokazała swoje prawdziwe oblicze, paskudnie zacinający, drobniutki śnieg robił wszystko, żeby tylko pokrzyżować mi plany. ale udało się. dotarłem na miejsce. najgorsze było wyczekiwanie na pędzący skład jakiegoś ekspresu albo intercity. kiedy taki już się pojawiał, oznajmiał to zawsze donośnym rp1. a towarzyszyła mu olbrzymia chmura śnieżnego pyłu...poniżej nasypu, na którym koczowałem kilka godzin, przebiega zbudowana jeszcze w XIX wieku linia kolei warszawsko-wiedeńskiej. słupy trakcji elektrycznej wyglądają tak, jakby doskonale pamiętały czasy budowy... ... a szyny CMK pod śnieżnym przykryciem wcale nie wyglądały tak, jakby miały po nich mknąć ciuchaje... w czasie tego wypadu powstało również zdjęcie znajdujące się w nagłówku.

koncertowy sezon 2009 został otwarty

no i stało się, pierwszy koncert w roku 2009 za mną. sezon otworzył zespół believe, zagrali w hard rock cafe. o dziwo, nie ogłuchłem, także to już pierwszy miły akcent tego wieczora. zespołem nijako dyrygował sam Mirek Gil, no i to on był zdecydowanie najjaśniej błyszczącą gwiazdą wieczoru. on i jego dźwięki, które skrzętnie łuskał ze swojego różowego wiosła. drugą rzucającą się w oczy i uszy personą na scenie, była skrzypaczka, która wielce sprawnie dodawała smaczku muzyce believe. pomimo kilku mniejszych i większych wpadek, było to naprawdę przyjemne półtorej godziny muzykowania. pseudofotografom życzę zagłady lamp błyskowych.
a dla K podziękowania za towarzystwo, o!
to będzie dobry ro(c)k. koncertowy oczywiście.

że urlop - part 1

koniec roku jest idealnym momentem na wykorzystanie przysługujących mi dni wolnych od pracy w fabryce. zaczęło się dość... ciężko. wigilia firmowa, o której lepiej nie wspominać. potem wizyta u rodziców - przetrwałem. po powrocie do jamy w warszawie urlopowanie zaczęło nabierać tempa. sobotnie piwko z kumplami - pamiętne niedoczekanie. w planach na niedzielę był wypad nad morze, do rozewia, żeby posłuchać szumu fal i sprawdzić, czy są tam bunkry. niestety nie wyszło, podobnie z wypadem do kazimierza dolnego, który okazał dość mocno zatłoczony. o poranku wybór padł na wypad... krajoznawczy. z panem Wantsky'm ustaliliśmy, że jedziemy do czerska, a dalej się pomyśli. w czersku - nuda. po zwiedzeniu wszystkiego, czyli niczego, wróciliśmy do automobilu, popodziwialiśmy sympatycznych młodocianych mieszkańców okolicy dumnie stojących przy ich bolidzie. oni też nas zmierzyli. tak oto najbrudniejszy bolid na świecie, a my odjechaliśmy w nieznane. kierunek - mniszew, skansen I armii wojska polskiego. miejsce, o dziwo zadbane wyjątkowo dobrze, jak na praktycznie dziką ekspozycję leśną, i nawet tubylcy nie rozkradli wszystkiego. mieliśmy okazję wypatrywać (nie)nadciągających niemców... ... być najbardziej wyluzowanym pasażerem katiuszy... ... a nawet prowadzić amfibię. z mniszewa poniosło nas do góry kalwarii, gdzie przypomniałem sobie o istnieniu mostu kolejowego na wiśle, którym to pewnej nocy przeprawiałem się z rowerem przez wodę... ostatnim punktem wyprawy była skocznia na mokotowie, tam jednak zostaliśmy pogonieni przez sympatycznego-inaczej pana ciecia.

20090106

slallom allejkom

no i stało się, powstał mój blog. być może będzie nudny, ale będzie. pomysł zrodził się w mojej głowie w momencie, gdy po raz kolejny zwiedzałem bliższe lub dalsze okolice kursorem myszki w google maps. w gruncie rzeczy, czemu nie miałbym gdzieś kolekcjonować tych podróży wymyślonych i zrealizowanych? ale nie na spontanicznych wypadach w teren życie się kończy, są jeszcze koncerty. o nich też pewnie nie jedno słowo się tutaj pojawi.