Pokazywanie postów oznaczonych etykietą hrc. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą hrc. Pokaż wszystkie posty

20100307

corruption

: kiedy? 2010.03.02 : gdzie? hard rock cafe : kto? corruption :

drugim headlinerem był corruption. panowie kazali na siebie trochę czekać, jednak to co zaprezentowali na scenie później, w zupełności pokryło wszelkie niezadowolenie fanów. było mocno i bardzo, bardzo energetycznie. dźwięki wylewające się z głośników nie pozwoliły na spokojnie picie drogiego piwa. ciemna strona mocy ściągała swą siłą większość osób pod scenę. koncertowi nie można nic zarzucić, był po prostu bardzo dobry. rufus ze swoją spółką potrafią publiczność zaczarować. mimo granych nowych, przedpremierowych kawałków, publika szalała. na deser, rzecz znana stałym bywalcom, ale jakże miła za każdym razem: dziewczyny z the lucifers. od stroju zakonnic, po samą bieliznę.

setlista:
1. hellyeah!
2. murdered magicians
3. sleeper
4. candy lee
5. addicts, lovers...
6. engines
7. in league with the devil
8. freaky friday
9. 99% of evil
10. devileiro
11. hate the haters
12. lucy fair
encore:
13. blasting foreskins
14. wasted

carnal

: kiedy? 2010.03.02 : gdzie? hard rock cafe : kto? carnal :

pierwszym filarem trasy bourbon river re-creation tour jest carnal. na scenie pojawili się nieco spięci, jednak z każdym kolejnym kawałkiem rozkręcali się, a pełne żagle rozwinęli w okolicach 3 utworu... włosy muzyków fruwały po całej scenie, a tuż pod nią radośnie bawiło się liczne grono zebrane w hrc. są tacy również, dla których zespoły tego wieczora były przygrywką do kotleta urodzinowego... bosski to widok, zblazowani ludkowie przy rozbebłanym torcie na koncercie, bądź co bądź - metalowym. a co do muzyki? no to było energetycznie, nawet bardzo. kompozycje carnala nie są szczytem moich muzycznych upodobań, ale na żywo na pewno wypadają wiele lepiej. dostali niezłe, jak na hardrockowe warunki, nagłośnienie oraz oświetlenie tak beznadziejne, że gorzej już być nie mogło. ogólnie odczucia mam pozytywne, szczególnie za wygłupy bassera, a apetyt na corruption, jeszcze większy!

20100305

soulburners

: kiedy? 2010.03.02 : gdzie? hard rock cafe : kto? soulburners :

we wtorek w warszawskim hrc w końcu zagościły zespoły, które potwierdziły i przypieczętowały nazwę tej sceny. to był wieczór pełny nieskrępowanego rock'n'rolla! właśnie wtedy rozpoczęła się trasa bourbon river re-creation tour, w czasie której swoje najnowsze dokonania prezentować będą carnal i corruption. w czasie pierwszego koncertu trasy headlinerom towarzyszyli panowie z soulburners. na scenie to istny żywioł, bardzo wysublimowane ksywy członków zespołu - general burner, satanik hellfukker, b.b. metal, crazy finger, geronimo - zobowiązują do robienia zadymy na scenie. i nie są to przezwiska nadane na wyrost. to był występ zagrany na 100%, bez owijania w bawełnę, z odpowiednim pierdolnięciem. a kompozycje zagrane na żywo wpadają w ucho dużo lepiej niż te odtwarzane z płytki. działo się!

setlista:
1. highway 666
2. burning heart
3. strange feeling
4. queen of disco
5. party
6. cheap tricks
7. rock band
8. supercool
9. shitkicker
10. john
encore:
11. intro
12. shake your pingpong
13. 2000

20091004

keith caputo.

pod koniec września do polski ponownie zawitał keith caputo, ex-vocal life of agony. zagrał 3 koncerty, a zaplanowane miał 4. podobno w łodzi biletów sprzedało się niewystarczająco dużo. warszawski koncert odbył się w hrc, niestety... podobnie, jak koncert z zeszłego roku. niestety jest jak najbardziej uzasadnione - akustyk, jak przystało na ten lokal, zawierzył zasadzie - wszystkie suwaczki do góry! no i było głośno. nawet bardzo głośno. jednak nawet ogłuszające nagłośnienie nie było w stanie zepsuć tego wieczora. nigdy wcześnie keith'a na żywo nie słyszałem i nie miałem pojęcia o potędze jego głosu, który wraz z ciężkimi riffami żywiołowego bandu, brzmi bardzo bardzo dobrze. jego muzyka na żywca nabiera nowego wymiaru. poza dobrą muzyką miłą atmosferą, fajnym kontaktem z publicznością, głupimi minami keith'a i jego drobnymi żartami, to ten wieczór zbudowało tak naprawdę klika niesamowitych momentów... nie wymienię ich chronologicznie, będę stopniował napięcie. w czasie bisów pojawiło się niesamowite wydanie new york city, które dopełniło tego wieczora i stanowiło bardzo mocne zamknięcie. wcześniej, trzeci kawałek od końca setu podstawowego - son of a gun, 15 minut muzycznych improwizacji gitarowo-basowo-perkusyjnych. poezja! jednak najważniejsze (przynajmniej dla mnie), stało się chwilę potem. na scenie pojawiła się dodatkowa gitara akustyczna, keith zapalił papierosa i zagrali... nutshell (oryg. alice in chains). a keith zaśpiewał tak, jakby na scenie naprawdę stał layne. chyba nie tylko moje emocje sięgnęły zenitu... wielkie brawa! na koniec utworu keith szepnął do mikrofonu 'thank you, layne'...i na koniec setlista...a kto nie był, niech żałuje, bo to był naprawdę jeden z lepszych koncertów w tym roku!