Pokazywanie postów oznaczonych etykietą progresja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą progresja. Pokaż wszystkie posty

20100526

lamb of god

: kiedy? 2010.05.25 : gdzie? progresja : kto? lamb of god :

bezapelacyjnie, ten koncert był świętem metalu w najczystszej postaci. po raz pierwszy na polskiej scenie zagościli panowie z lamb of god. oczekiwania były duże, zarówno do zespołu oraz do publiczności. no i obie strony wywiązały się ze swojego zadania perfekcyjnie. w progresji ludzi było pod korek, a wśród nich tylko niewielu nieporuszonych maruderów - znakomita większość kręciła młyn pod sceną. muzycy wykorzystali taki feedback znakomicie i zagrali chyba najlepiej, jak potrafią. na pewno oskrzydlała ich gorąca atmosfera w klubie, czego nawet nie próbowali ukrywać. wręcz przeciwnie - kilka razy w ciągu koncertu można było usłyszeć ze sceny, że polska publiczność jest najbardziej szalona. a flaga, która wylądowała w rękach randy'ego niejednokrotnie służyła mu jako okrycie, w którym dumnie paradował po scenie. sama radość.
setlista:
01. the passing - intro
02. in your words
03. set to fail
04. walk with me in hell
05. something to die for
06. ruin
07. hourglass
08. dead seeds
09. blacken the cursed sun
10. descending
11. contractor
12. laid to rest
13. omerta
encore:
14. vigil
15. redneck
16. black label

PS. i na koniec, element rozrywkowy z koleżanką po fachu i nie tylko, czyli z frotą i jej numerkiem z szatni:

20100516

crippled black phoenix

: kiedy? 2010.05.14 : gdzie? progresja : kto? crippled black phoenix :

w juwenaliowo-piątkowy wieczór w progresji przed bardzo nieliczną publicznością wystąpił zespół, który udowodnił, ze feniks nie musi być złoty, żeby zachwycać. okazało się że może być czarny, a na dodatek kaleki. otóż brytyjski oktet crippled black phoenix pokazał, jak się gra z fantazją. ale po kolei - rozgrzewką publiczności, całkiem udaną, zajęli się warszawiacy z nao. rock pocztowy ostatnio robi się bardzo popularny, a młode zespoły dają sobie z nim całkiem nieźle radę. zagrali całkiem w porządku, bez przynudzania i zbędnego rozwlekania się. niemniej jednak, droga przed nimi jeszcze długa, mam nadzieję, że dużo bardziej rozświetlona, niż mała scena w progesji...
po krótkiej przerwie technicznej na scenie zawitali brytyjczycy, każdy z muzyków wyglądał, jakby był wyciągnięty z innej przegródki na półce z płytami. wizualnie nie mieli ze sobą ani jednej cechy wspólnej. muzycznie? również było ciekawie, pojawiały się zawodzące solówki rodem z prog-rocka, były wiolonczela, szalone klawisze i do tego wokalista śpiewający bez najmniejszego zawahania. na pełnym luzie, bez wysiłku. i z kawałka na kawałek było coraz lepiej i w sumie zebrał się niespełna dwugodzinny set. przyznam, że wcześniej o nich nie słyszałem, myspace mnie zachęcił, a koncertowo mnie porwali. kawał dobrej muzyki! niestety... światła było jeszcze mniej. ach ten pocztowy styl...