Pokazywanie postów oznaczonych etykietą proxima. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą proxima. Pokaż wszystkie posty

20100507

ray wilson

: kiedy? 2010.04.29 : gdzie? proxima : kto? ray wilson :

ray wilson to na pewno jeden z tych bardziej niedocenionych muzyków z pokaźnym bagażem doświadczeń. za nim przecież kariera w genesis, scorpions i rpwl (ostatnio o nich pisałem), a mimo to jest mało doceniany i zapomniany... a muzykiem jest dobrym, trochę zagubionym, ale ostatni album stiltskin był naprawdę bardzo dobry. na koncert mimo wszystko przyszło niewiele osób... skromna garstka fanów liczyła może 100 osób. a szkoda, bo koncert był naprawdę przyzwoity i nie wiało nudą zdecydowanie. nie pozostaje nic innego, jak ponarzekać na frekwencję i światło do pasa...

20091115

muzykując z uśmiechem. easy star all-stars

: kiedy? 11.11.2009 : gdzie? proxima : kto? easy star all-stars :

raz na jakiś czas trzeba się oderwać od gitarowego grania. szczególnie w przypadku, gdy w niemal sąsiednim klubie gra taki zespół jak easy star all-stars - autorzy jedynego cover-albumu Pink Floyd'ów, który akceptuję i szanuję i lubię - a mowa o the dub side of the moon. (od razu uprzedzam dyskusję - the australian pink floyd, ale oni dla mnie są wiernymi, koncertowymi odtwórcami.) do klubu dotarłem koło 20.00 - zamarłem, w klubie było może z 20 osób. na szczęście do początku koncertu ludzi nakapało i zebrało się (tak na oko) spokojnie z 200 słuchaczy. gig zaczął się z bardzo niesympatycznym, ponad 40 minutowym, opóźnieniem... na szczęście wyczyny muzyków na scenie pozwoliły szybko zapomnieć o tej obsuwie. ze sceny bez przerwy energię słało 7 muzyków, do których co chwila dołączał szalony menny more, który w podskokach fruwał po scenie śpiewając kolejne partie utworów. nowojorski band z łatwością wyprodukował bardzo miłą i radosną regową atmosferę i rozbujał publiczność.
w czasie koncertu pojawiły się utwory z różnych albumów, ale na moją szczególną uwagę zasłużyły floyd'owe numery, które na żywo brzmią jeszcze lepiej!
niestety, musiałem uciekać przed końcem koncertu, czego wielce żałuję... proxima zabrzmiała bez porównania lepiej niż dzień wcześniej. i światełko też było przyjazne... na pożegnanie jeszcze rzut oka na stłoczony na scenie zespół.
setlista:
1. cutting edge
2. bed of rose
3. sgt. pepper's
4. with a little help
5. lucy
6. she's leaving
7. mr kite
8. breath
9. on the run
10. money
11. within without you
12. let down
13. when i'm 64 + dub
14. a day in the life
15. electioneering
encore:
16. time
17. karma police

PS. a agt jeszcze raz życzę zdrowia, zdrowia... i jeszcze raz pieniędzy. tak urodzionowo :]

20091113

isis

: kiedy? 10.11.2009 : gdzie? proxima : kto? isis, dälek, mamiffer :

to był jeden z koncertów, które na początku tego roku wykrakałem. pierwszym z nich, chyba najbardziej wyczekanym byli god is an astronaut, którzy zagrali, po raz pierwszy w polsce, w warszawskiej progresji we wrześniu tego roku - tak było. na isis czekałem od czerwca 2006 roku, kiedy to rozbudzili mój apetyt maksymalnie. no i przyjechali, wraz z nowym albumem wavering radiant. krążek to taki, który sobie jest, ale na kolana nie powala... ale po wtorkowym koncercie coś się zmieniło. ale po kolei...
na pierwszy support - pochodzący ze seattle mamiffer , niestety się spóźniłem. koncert rozpoczął się przez ogłaszanymi wszędzie godzinami... z ichspejsa wiem, że grają bardzo zacnie i wielce żałuję, że nie było mi dane ich wysłuchać. drugim supportem był dälek... no i muszę przyznać, że ja naprawdę nie rozumiem, dlaczego oni grają całą trasę z isis? po pierwsze jak się ma hiphop do postmetalu? po drugie strasznie nieładny do hiphop, czy tam rap... dälek to duet, który prezentuję się mniej więcej tak:po 3 kawałkach oddaliłem się w stronę stoiska z merchem, gdzie zanadobyłem w drodze kupna zacne artefakty i zimnym napojem uczciłem spotkanie ze znajomymi, no i przede wszystkim, wyczekany koncert isis, który niebawem miał się zacząć.
wreszcie, punktualnie o 21.30 na scenie pojawili się gwiazdorzy, aaron turner i spółka spod znaku bogini izydy. rozpoznanie lidera, a raczej otrząśnięcie się z szoku zajęło mi kilka chwil - aaronowi odrobinę się zarosło...zgodnie z przewidywaniami, setlista w większości składała się z utworów pochodzących z ostatniego albumu, które zagrane na żywo (zatyczki do uszu pomogły wyłuskać dźwięki z masakrycznej ściany dźwięków) zdecydowanie zachęciły mnie do ponownego przesłuchania albumu, który leży na półce odrobinę zapomniany. zachęciły mnie mimo siermiężnego, koszmarnego nagłośnienia... współczuję wszystkim tym, którzy na koncercie byli i nie posiadali zatyczek do uszu. ja w zatyczkach, po 20-30 minutach koncertu miałem już dość. chwilami dźwięk mieszaniny gitar i perkusji taranował wszystko, włącznie z mocnym wokalem turnera. rozczarowanie. na domiar złego, scena była oświetlona na czerwono i niebiesko... a światła było tyle, co kot napłakał. kolejne roczarowanie...
niestety, po raz kolejny potwierdziło się to, że w proximie takich koncertów nie należy organizować, bo jest to wyjątkowo niewdzięczne akustycznie miejsce, ze słabym oświetleniem i bardzo słabą wentylacją... smutne to, że przez głuchego (?) akustyka tak zacny i wymarzony gig został sprowadzony do klasy średniej. niedosyt pozostał, mimo świetnej formy i ogromnej dawki energii wyemitowanej przez chłopaków z isis. mam nadzieję, że szybko wrócą do polski, ale nie do proximy. szczęśliwie, w setliście znalazły się wills dissolve oraz carry, utwór które zawsze rozkładają mnie na części. a na deser pojawiła się rewelacyjnie zagrana dulcinea z przerażająco pięknym zakończeniem.

setlista:
1. hall of the dead
2. hand of the host
3. holy tears
4. 20minutes/40years
5. ghost key
6. wills dissolve
7. threshold of transformation
encore:
8. carry
9. dulcinea