20090330

pure reason revolution

tym wieczorem bezapelacyjnie zawładneły dwa zespoły grające pod dachem progresji. na rozgrzewkę 40 minut z tides from nebula, którzy dzisiaj debiutowali płytowo - można było zakupić album aura. chłopaki, jak zwykle - zagrali tak dobrze, jak tylko potrafili. no i ponownie się udało. na żywo wypadają genialnie. głównym daniem wieczory było pure reason revolution z chloe alper na bassie/wokalu/elektronice. no i szczerze powiem, że nic nie było w stanie mnie zmusić do patrzenia na boki na tym koncercie, nie przeszkadzały wygibasy gitarzystów, wizualizacje w tle... koncert za głośny, zdecydowanie za głośny - na ratunek przyszły zatyczki :). na szczęście głośność nie zepsuła odbioru - energia płynąca ze sceny niszczyła i roznosiła na kawałki. mistrzowski wieczór - szkoda, że taki krótki. a na koniec pojawiła się pozycja obowiązkowa. a teraz sobie słucham albumu tfn i jest fajnie :]

budyń. jako zespół ży.

piątkowy wieczór należał do budynia i jego zespołu ży, czyli sprawców rzepaku. na koncert wybraliśmy się z dżulią, wanstky'm oraz dżastiną. dobrze mi(nam) wchodzi dżes. tak też było tego wieczora. mnie budyń zaczarował, energetyczny zespół napędzał muzyczną maszynę. niestety, fajną atmosferę koncertu skutecznie niszczył motłoch, który się zebrał w ck. jak zwykle, zespół musiał się przekrzykiwać z tłumem wylansowanego narodu, który przyszedł, żeby być. nie pomogły nawet jazgotliwe wstawki pomiędzy utworami, które miały na celu uciszenie gaduł. zawiodła trochę aranżacja dżes'u, ale poza tym było naprawdę budyniowo-żywiołowo. tym razem bez aparata.

20090326

łódź. trzej muszkieterowie.

decyzja o wyjeździe do łodzi była krótka. zapadła w poniedziałek wieczór, zrealizowała się środę (25032009). pojechaliśmy. potowarzyszyć Tomkowi w dniu obrony licencjata na łódzkiej filmówce. dzień zapowiadał się atrakcyjnie, a wyszło wielce atrakcyjnie. filmówka w łodzi ma swój niepowtarzalny klimat. zdecydowanie tak. profesorowie chodzący z papierosem po korytarzu, studenki mówiące dzień dobry. trzeszczące schody, drzwi do szuflandii. rewelacja. a poza tym, tego dnia znów była zima.czym by było zwiedzanie bez wskazywania smaczków? drzwi do szuflandii.człowiek zaniepokojony. jeszcze przed.człowiek odprężony. już po.ps. temu tomaszu gratuluję serdecznie dyploma!

20090325

happy pills

tego wieczora (24032009) warszawskim hrc rządziły kobiety. kobiety, które mają głos. na andy, niestety, się spóźniłem, więc nie mogę nic na ich temat napisać, ani ich pokazać. pod scenę dotarłem dosłownie kilka chwil przed rozpoczęciem koncertu radosnych pigułek. i tutaj prawdą jest, że kobiety posiadają głos. i to jaki Głos! był to bardzo kameralny wieczór, pod sceną stała garstka ludzi, większość z nich dobrze zaznajomiona z zespołem. ze sceny popłynęło mnóstwo pozytywnych dźwięków, uśmiechów i dobrej zabawy. było nawet rzucanie bitą śmietaną. bardzo doładowujący koncert. o tak! obrazki.

20090318

mitch&mitch

wszytkich tych, którzy myśleli, że kuchomik umarł, jestem zmuszony zmartwić - kuchomik żyje, tylko ma ciężki niedoczas. dzisiejszego wieczora (17032009) w warszawskim hrc wystąpił macio moretti - zawiadowca mitch&mitch. wieczór groteskowy, odrobinę niedopowiedziany, ale jaki energetyczny. koncert - zwyczajowo - miał swój początek 20 minut później, niż zapowiadano. nie obeszło się również bez problemów technicznych - podły kabel! charyzmatyczny moretti nie dawał sobie chwili wytchnienia, stworzył rewelacyjne show. jednak nie tylko mitch'e tego wieczora pojawili się na scenie - krótką improwizację przedstawiło trzech śmiałków z publiczności. pogratulować należy panu akustyku, co zrobił tak, że dało radę bez zatyczek i teraz nie świszczy nic w uszach. obrazki!

20090304

marika

3 marca w hard rock cafe zagrała marika. artystka, której styl dość mocno odbiega od ogólnego profilu muzycznego sceny hrc. szczerze mówiąc, koncert był raczej kiepski, nie raz słyszałem jej lepsze występy, ale ściągnął wielki tłum. i ludzie się bawili. ja poszedłem na ten koncert jednak tylko po to, żeby sprawdzić, jak się sprawują nowe zatyczki do uszu. a tak całkiem serio, to poszedłem tam dla zdjęć. światło nie rozpieszczało. kiedy coś działo się na scenie, to było zupełnie ciemno, a kiedy było mało ciekawie, to było jasno... przypadek? na szczęście wszystkie braki koncertu zrekompensowało oblicze mariki. obrazki! a zatyczki spisały się genialnie!

opuszczony zakład psychiatryczny zofiówka

kolejnym etapem fotograficznego weekendu z urban exploratorami było niedzielne fotografowanie w otwocku. naszym celem stał się opuszczony zakład psychiatryczny zofiówka. pod obiektem naszego zainteresowania spotkaliśmy armię paintballowców szykujących się do walki wewnątrz głównego budynku. udało nam się ich namówić na to, aby nam dali kilka chwil na szybkie zdjęcia. muszę przyznać, że nigdy nie byłem jeszcze w tak przerażającym miejscu. mimo, że to już tylko puste ściany, to ciemne, ciasne pomieszczenia, malutkie gabineciki i pokoiki wywołały w mojej głowie niesamowite obrazy. obrazy tego, co się tutaj działo kilkanaście lat temu. jeszcze kilka lat temu, w niektórych pokojach można było napotkać medyczne sprzęty...

atomowa kwatera dowodzenia

no i przyszedł kolejny weekend. fotograficznie zaplanowany razem z grupą urban exploration. w sobotę postanowiliśmy spenetrować atomową kwaterę dowodzenia w kampinosie. jak postanowili, tak zrobili, a pogoda nawet dopisała. obiekt został już praktycznie doszczętnie splądrowany, a majątek, który się tam znajdował, został rozkradziony. na ścinach pojawiły się liczne malowidła i ślady pożarów... niesamowite miejsce.