20100125

zimowa huta

: kiedy? 23/24.01.2010 : gdzie? huta warszawa : kto? kuchomik, johnny, jeendrek :

kiedy temperatura na dworze spada grubo poniżej zera, w człowieku budzą się dzikie instynkty i idzie robić na pozór głupie rzeczy. jednak te (w mniemaniu niektórych) głupie głupoty mają w sobie głębszy cel i dają milion zabawy. sobotni wypad tak naprawdę był rekonesansem przed niedzielną eksploracją. dotarliśmy późno, słońce było już nisko, śniegu było prawie do kolan, a w koło pustka i mróz... no. 1no. 2szukanie wyjątkowych kadrów czasami wymaga naprawdę dużych poświęceń... tylko czasami efekty nie są zgodne z oczekiwaniami, c'nie johnny? :]no. 3a w niedzielę, zebraliśmy się prawie z rańca, dzięki czemu mogliśmy zobaczyć i sfotografować więcej... pogoda znów dopisała, mróz był jeszcze większy, śnieg skrzypiał jeszcze bardziej.no. 4no. 5no. 6
no. 7no. 8
no. 9no. 10no. 11
no. 12no. 13
no. 14część huty jest w trakcie rozbiórki... co i rusz można napotkać ślady dużych kół i gąsienic.no. 15
no. 16no. 17
i zacieki na szybie, które żyją swoim życiem...no. 18no. 19no. 20no. 21ale opuszczona część warszawskiej huty, to jednak nie tylko obłażąca farba, gruz i powybijane szyby. huta, to przede wszystkim wyjątkowe malunki na ścianach. żadne tam legia pany, czy inne wyznania miłosne... to całe historie, pojedyncze obrazki i różnorakie wzorki... no. 22
no. 23no. 24
czyżby fani skurcza?no. 25
no. 26no. 27
no. 28bo najlepszą porą roku na jedzenie lodów jest... zima!no. 29
no. 30no. 31
no. 32no. 33i na koniec, dla wytrwałych. najlepsze graffiti, jakie dotychczas widziałem. jest absolutnie powalające... szkoda, że panowie od asg postanowili przestrzelić postaciom głowy...no. 34no i tak, było zimno, ale co z tego, kiedy te opustoszałe budynki dają tyle radochy? to był zacny weekend!

dzięki chłopacy za wspólny wypad.
no. 35tutaj ścieżka, którą przeszliśmy (końcówkę ucięło)

20100124

żywiołowe folki

: kiedy? 20.01.2010 : gdzie? stodoła : kto? żywiołak, roberto deLIRA & kompany :


i znów chronologiczna kolejność się popsuła. było bardzo rustykalno i przaśno - folk tego wieczora królował w stodole. wystąpiły dwa zespoły roberto deLIRA & kompany, czyli projekt roberta jaworskiego z żywiołaka, czyli gwiazdy wieczoru. muzycznie klimaty to zdecydowanie nie moje, nie uznaję takich kakofonii, po prostu są dla mnie męczące. publiczność jednak już od pierwszych kawałków radośnie sobie pląsała. i właściwie, to wszystko byłoby w porządku w występie deLIRA, gdyby nie alko-wersja kto z nami nie wypije, w czasie której każda z obecnych osób na scenie grała i śpiewała na własne kopyto. straszne to to było. odniosłem wrażenie, ze darcie się dla darcia po prostu...


występ żywiołaka był dużo bardziej strawny, ich muzyka jest zdecydowanie bardziej muzyczna i poukładana. i właściwie tyle - bo ani mnie oni zagrzali ani zamrozili... szanuję jednak roberta jaworskiego wielce, za to, że dzielnie rekonstruuje i eksploatuje instrumenta z czasów przeszłych i bardzo zamierzchłych. pewnie gdyby nie on, to wielu ludzi do dzisiaj nie wiedziałoby, jak wyglądały gęśle... światło generalnie było wielce okropne i nie było fosy, co też nie ułatwiało zadania... a przez paskudną obsuwę w stodole spóźniłem się na koncert the 69 eyes w progresji... i zobaczyłem całe 3 kawałki, które zagrali na bis...

20100117

kulka i kucz, czyli sleepwakers

: kiedy? 15.01.2010 : gdzie? fabryka trzciny : kto? kucz kulka :

przyszedł czas na pierwszy koncert w 2010 roku, project kuchomik odżywa. już w pierwszym tygodniu stycznia była szansa na pierwszy koncert, jednak wolałem zacząć od czegoś miłego dla duszy i ciała. padło na gabę kulkę, tym razem w towarzystwie konrada kucza - czyli duet kucz kulka. autorzy jednego z lepszych albumów zeszłego roku - sleepwalk. to taka stylistyczna mieszanka muzyczna. na europejskim poziomie, w większości zaśpiewane po angieslku. ładnie i zgrabnie, bajkowo i miękko. tak samo było na koncercie. fabryka zapełniła się pod korek. szczęśliwie, wśród zgromadzonych widzów naprawdę niewielu było chętnych do gadki w czasie koncertu. to bardzo dobrze wpłynęło na odbiór i atmosferę sztuki. a sztuka była ładna, melodyjna i bujająca, jak album. między utwory, kucz wplatał swoje improwizacje na temat traktora marki ursus i trójkąta, czyli najważniejszego instrumentu w całej orkiestrze. gaba, jak to gaba - spisała się na 5+, pokazało na co ją wokalnie stać. wszystkiemu asystkował magik robert rasz na bębnach i basser, którego nazwiska niestety nie pomnę. wszystko złożyło się w bardzo ładny godzinny występ, zwieńczony dwoma bisami. a publiczność chciała więcej... na scenie przede wszystkim było widać gabę, reszta zespoły kryła się w ciemnościach, lub kolorowej mgle...


setlista:
1. electric sheep
2. dead yet
3. the clock
4. got a song
5. international man of misery
6. keep it down
7. island
8. niebiański
9. cellulioid
10. your drum
11. man of winter
encore:
12. white rabbit
13. dust in the wind