20090226

pomóż krzychowi. oddaj 1%.

wszystkich czytających, którzy jeszcze nie postanowili, na co oddać swój 1%, szczerze zachęcam do pomocy naszemu rowerowemu kumplowi, który od ponad roku walczy z nowotworem. wejdź na jego stronę, i dowiedz się więcej. zrób to!

20090225

666 to numer bestii.

uchwycić moment. na szczęście - już bliżej, niż dalej. źródło - www.pepepe.pl

20090222

ziąąąąusiowe urodziny

sobotni wieczór upłynął pod znakiem NR, tym razem bez rowerów. uczcić trzeba było urodziny ziąąąąąusia. szanownemu jubilatu jeszcze raz życzę wszystkiego najlepszego i wielu szybkich kilometrów. były gratulacje, wspólne zdjęcia, uściski dłoni.

20090218

girls against boys

17 lutego w warszawskim hard rock cafe wystąpił amerykański, zreaktywowany, girls against boys, ale jakże energetyczny i szalony. zespół to nietypowy. składa się na niego dwóch basistów, gitarzysta i bębniarz. wielkie brawa dla pana akustyka z hrc, że tym razem nagłośnienie było wręcz perfekcyjne i dwa bassy nie zlały się w jedno niezrozumiałe buczenie. i publika wyjątkowo mało wylansowana była, a pod sceną momentami ciężko było ustać. świetny klimat, świetna energia w czasie koncertu. a pod koniec koncertu genialnie zabrzmiał cover joy division - she's lost control. zespół bisował dwa razy. widać było, że na scenę wracali z wielką przyjemnością. oby więcej takich eventów. jednocześnie ten wieczór był moim debiutem fotograficznym, na koncercie oczywiście. obrazki!

20090215

wikient fabrykanta

stare dobre powraca. znów niespodziewany wikient w fabryce. na szczęście nie samą pracą człowiek żyje. czasami nawet skorzysta z metra, człowiek oczywiście. w sobotni wieczór z ziąąąąusiem wybraliśmy się na piwko. walentynkowe oczywiście.dołączył do nas też lis. był też robert-szosa-ktm, jego jednak nie uwieczniłem. jak widać, rozmowa się kleiła, bardzo kleiła. tak naprawdę było fajnie i sympatycznie, w końcu jak się może bawić 4 singli. a lokal przy niecałej 7, to fajne miejsce do posiedzenia i pogadania. i blisko z metropolitana, i obsługa nr-owa. potem zawędrowaliśmy z ziomusiem z kęt na nowogrodzką, gdzie spotkaliśmy greka, agnes, CJa i monikę. wielka nr-owa brać.a w niedzielę, za samego rana, co się robi? idzie się wytapiać smalec i wydobywać uran przy wzorowym miejscu pracy. miejscu pracy fabrykanta.

20090212

.

do łodzi pojechałem z wielką nadzieją na jakieś smakowite zdjęcia murali, albo innych pustostanów i fabryk. FAIL! gratulujemy beznadziejnej pogodzie. w końcu spotkałem się z moim najczarniejszym!w zamian za to, w drodze powrotnej zrodziło się kilka obrazków.

20090208

szwędu szwędu

w sobotnie południe miałem uwiecznić na zdjęciach zamarznięty centralny, ale jestem pierdoła i spóźniłem się na zbiórkę. i nie skojarzyłem, że patelnia, to dolinka przy wejściu do stacji metro centrum... fail! mimo to, wypad udany.a po wizycie u oczologa, odwiedziłem lokomotywownię na odolanach.

20090204

let's dance about architecture.

30 stycznia. taki niby zwykły koncertowy dzień, a jednak. tego dnia zrodził się pomysł szalony, czyli taki, jakie najbardziej lubię. ale o nim dalej. w bydgoskiej hali 'łuczniczka' odbył się Koncert. the australian pink floyd show oddał hołd Wielkim Mistrzom. muzyczne święto, dopracowane do ostatniego milimetra, do ostatniej sekundy, żaden z muzyków i techników nie pozwolił sobie na chwilę wytchnienia. pod koniec tego audiowizualnego misterium zadałem karolowi jedno pytanie. w sumie, to zanim je zadałem, to już znałem na nie odpowiedź. wrocław? pokoncertowy wieczór spędziliśmy z przesymatycznym znajomym karola - karolem, i jego córą. w sobotę, o poranku (11.00) udało nam wyruszyć z bydgoszczy... w kierunku oczywistym. aura nie sprzyjała nam od samego początku.w poznaniu spotkaliśmy się z naszą wspólną znajomą iloną, zjedliśmy, pogadaliśmy i dalej jazda. przed siebie, do wrocławia. a pogoda nie miała zamiaru się poprawić.pod halę stulecia we wrocławiu dotarliśmy kilka groszy po 19. bilety udało nam się zdobyć bez większego problemu. nawet nie przepłaciliśmy za bardzo. hala stulecia zaparła dech w moich piersiach. show rozpoczęło się dokładnie, co do minuty, o 20.00. trwało dokładnie tyle samo minut, każdy dźwięk brzmiał niemal idealnie identycznie, jak dnia poprzedniego. ale tym razem wiedziałem czego się spodziewać, co zdecydowanie pomogło w odbiorze. to były kolejne 3 godziny ciągłych ciarek na plecach i rękach. po koncercie z prędkością światła zwiedziliśmy stary rynek.punktem obowiązkowym było odwiedzenie dworca głównego oraz zapis cyfrowy obrazków tam zastanych.o 1 w nocy wyjechaliśmy z wrocławia. aura była wciąż bezlitosna. drogi białe. zdradziecko śliskie. o 5 rano przywitała nas warszawa. długo się zbierałem do tego, aby opisać ten spontan. wykręciliśmy 1039km, z czego jakieś 700km w śniegu. było warto. wielce warto. pierwotnie notka miała się składać z dwóch zdań: "talking about music is like dancing about architecture." sztuki takiej, jaką tworzył Pink Floyd, powinno się uczyć w szkołach.

20090201

stare miasto. polowanie na uśmiech.

niedziela, 25 stycznia. środek zimy, a pogoda, jakby taka wiosenna. polowanie na uśmiech! i nie tylko.

tides from nebula

24 stycznia, w pruszkowskim miejskim ośrodku kultury zaprezentował się zespół powstały na gruzach różnych projektów, między innymi warszawskiego root'a. mowa o tides from nebula. ich twórczość można umieścić gdzieś w przegródce z przedrostkiem post-. efektem ich działalności jest naprawdę wciągająca i niosąca muzyka. miejsce na koncert mocno niesprzyjające, mała salka, wielkie kolumny, dwie żarówki... mimo to, występ tfn zapadł w pamięć dzięki swoim energetycznym dźwiękom. na koncert w większości przybyła okoliczna młodzież. to świetne uczucie, kiedy patrzą na ciebie ludzie, z którymi chodziłeś do szkoły i nie wiedzą kim jesteś. zespół szczególnie polecam. na pewno o nich jeszcze nie raz wspomnę. już 30 marca pojawi się ich album. tego samego dnia, w warszawskiej progresji będą supportować pure reason revolution.