w poniedziałkowy wieczór, w warszawskiej progresji zagrała legenda amerykańskiej gitary. 65 letni, pochodzący z teksasu johnny winter wraz z 3 osobowym zespołem zagrali rewelacyjny, energetyczny, bluesowy koncert. dość poważne opóźnienie rozpoczęcia sztuki nie zniechęciło zebranych fanów klasycznego grania. publiczność w większości stanowili dojrzali, nie tylko muzycznie, ludzie. ale czemuż się dziwić? blues wśród młodych się nie sprzedaje. a ci, którzy go kupują, wczoraj w progresji byli. koncert rozpoczął się od energetycznego intro wykonanego przez band wintera, pod koniec którego na scenie pojawił się sam johnny. ledwie trzymający się na nogach staruszek sprawiał wrażenie, jakby nie był w stanie wydusić z siebie ani słowa, ani zagrać ani jednego kawałka. okazało się inaczej. kiedy usiadł na krzesełku na środku sceny i wziął gitarę w ręce, w jego palcach obudził się demon. i zaczarował swoimi popisami na gryfie w akompaniamencie zespołu napędzanego przez rewelacyjnego perkusistę. na szczególną uwagę zasługuje również basista, który szył soczyste smaczki na swoim czterostrunowcu.
20091117
kwintesencja muzykowania
w poniedziałkowy wieczór, w warszawskiej progresji zagrała legenda amerykańskiej gitary. 65 letni, pochodzący z teksasu johnny winter wraz z 3 osobowym zespołem zagrali rewelacyjny, energetyczny, bluesowy koncert. dość poważne opóźnienie rozpoczęcia sztuki nie zniechęciło zebranych fanów klasycznego grania. publiczność w większości stanowili dojrzali, nie tylko muzycznie, ludzie. ale czemuż się dziwić? blues wśród młodych się nie sprzedaje. a ci, którzy go kupują, wczoraj w progresji byli. koncert rozpoczął się od energetycznego intro wykonanego przez band wintera, pod koniec którego na scenie pojawił się sam johnny. ledwie trzymający się na nogach staruszek sprawiał wrażenie, jakby nie był w stanie wydusić z siebie ani słowa, ani zagrać ani jednego kawałka. okazało się inaczej. kiedy usiadł na krzesełku na środku sceny i wziął gitarę w ręce, w jego palcach obudził się demon. i zaczarował swoimi popisami na gryfie w akompaniamencie zespołu napędzanego przez rewelacyjnego perkusistę. na szczególną uwagę zasługuje również basista, który szył soczyste smaczki na swoim czterostrunowcu.
tagi:
johnny winter,
koncert,
progresja,
warszawa
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
że tez ludzie w tak zaawansowanym wieku jeszcze mają chęci, a przede wszystkim możliwości i siły do podróżowania i koncertowania. widocznie taka ich natura, a muzykowanie to ich życie.
OdpowiedzUsuńdziś szczególnie upodobuję sobie zdjęcia nr 10 i 11.
że co? bilety po 200pln?
coraz lepsze zdjęcia
OdpowiedzUsuń6 jest popieprzona i chyba dlatego GENIALNA ! światło prawie teatralne .. giv mi morrrr ! świetne zdjęcia
OdpowiedzUsuńpo takich zdjęciach, aż chce się chodzić na koncerty. ja sobie upodobałem nr 2, ale właściwie to trudny wybór, bo wszystkie są mega.
OdpowiedzUsuńpff 200zł :DD drogoo..za drogo
OdpowiedzUsuń