raz na jakiś czas trzeba się oderwać od gitarowego grania. szczególnie w przypadku, gdy w niemal sąsiednim klubie gra taki zespół jak easy star all-stars - autorzy jedynego cover-albumu Pink Floyd'ów, który akceptuję i szanuję i lubię - a mowa o the dub side of the moon. (od razu uprzedzam dyskusję - the australian pink floyd, ale oni dla mnie są wiernymi, koncertowymi odtwórcami.) do klubu dotarłem koło 20.00 - zamarłem, w klubie było może z 20 osób. na szczęście do początku koncertu ludzi nakapało i zebrało się (tak na oko) spokojnie z 200 słuchaczy. gig zaczął się z bardzo niesympatycznym, ponad 40 minutowym, opóźnieniem... na szczęście wyczyny muzyków na scenie pozwoliły szybko zapomnieć o tej obsuwie. ze sceny bez przerwy energię słało 7 muzyków, do których co chwila dołączał szalony menny more, który w podskokach fruwał po scenie śpiewając kolejne partie utworów. nowojorski band z łatwością wyprodukował bardzo miłą i radosną regową atmosferę i rozbujał publiczność.
setlista:
1. cutting edge
2. bed of rose
3. sgt. pepper's
4. with a little help
5. lucy
6. she's leaving
7. mr kite
8. breath
9. on the run
10. money
11. within without you
12. let down
13. when i'm 64 + dub
14. a day in the life
15. electioneering
encore:
16. time
17. karma police
PS. a agt jeszcze raz życzę zdrowia, zdrowia... i jeszcze raz pieniędzy. tak urodzionowo :]
klimat .. światło .. kolor .. aż chce się tam byc !
OdpowiedzUsuńrewelacyjne kolory, super światła i ci ludzie tacy uśmiechnięci, esencja regie
OdpowiedzUsuńportretówki moimi ulubionymi :)
OdpowiedzUsuńi dziękuję za życzenia!
pozytywnie :)))))))
OdpowiedzUsuńświetne są te Twoje koncertowe fotografie!
OdpowiedzUsuń