20091113

isis

: kiedy? 10.11.2009 : gdzie? proxima : kto? isis, dälek, mamiffer :

to był jeden z koncertów, które na początku tego roku wykrakałem. pierwszym z nich, chyba najbardziej wyczekanym byli god is an astronaut, którzy zagrali, po raz pierwszy w polsce, w warszawskiej progresji we wrześniu tego roku - tak było. na isis czekałem od czerwca 2006 roku, kiedy to rozbudzili mój apetyt maksymalnie. no i przyjechali, wraz z nowym albumem wavering radiant. krążek to taki, który sobie jest, ale na kolana nie powala... ale po wtorkowym koncercie coś się zmieniło. ale po kolei...
na pierwszy support - pochodzący ze seattle mamiffer , niestety się spóźniłem. koncert rozpoczął się przez ogłaszanymi wszędzie godzinami... z ichspejsa wiem, że grają bardzo zacnie i wielce żałuję, że nie było mi dane ich wysłuchać. drugim supportem był dälek... no i muszę przyznać, że ja naprawdę nie rozumiem, dlaczego oni grają całą trasę z isis? po pierwsze jak się ma hiphop do postmetalu? po drugie strasznie nieładny do hiphop, czy tam rap... dälek to duet, który prezentuję się mniej więcej tak:po 3 kawałkach oddaliłem się w stronę stoiska z merchem, gdzie zanadobyłem w drodze kupna zacne artefakty i zimnym napojem uczciłem spotkanie ze znajomymi, no i przede wszystkim, wyczekany koncert isis, który niebawem miał się zacząć.
wreszcie, punktualnie o 21.30 na scenie pojawili się gwiazdorzy, aaron turner i spółka spod znaku bogini izydy. rozpoznanie lidera, a raczej otrząśnięcie się z szoku zajęło mi kilka chwil - aaronowi odrobinę się zarosło...zgodnie z przewidywaniami, setlista w większości składała się z utworów pochodzących z ostatniego albumu, które zagrane na żywo (zatyczki do uszu pomogły wyłuskać dźwięki z masakrycznej ściany dźwięków) zdecydowanie zachęciły mnie do ponownego przesłuchania albumu, który leży na półce odrobinę zapomniany. zachęciły mnie mimo siermiężnego, koszmarnego nagłośnienia... współczuję wszystkim tym, którzy na koncercie byli i nie posiadali zatyczek do uszu. ja w zatyczkach, po 20-30 minutach koncertu miałem już dość. chwilami dźwięk mieszaniny gitar i perkusji taranował wszystko, włącznie z mocnym wokalem turnera. rozczarowanie. na domiar złego, scena była oświetlona na czerwono i niebiesko... a światła było tyle, co kot napłakał. kolejne roczarowanie...
niestety, po raz kolejny potwierdziło się to, że w proximie takich koncertów nie należy organizować, bo jest to wyjątkowo niewdzięczne akustycznie miejsce, ze słabym oświetleniem i bardzo słabą wentylacją... smutne to, że przez głuchego (?) akustyka tak zacny i wymarzony gig został sprowadzony do klasy średniej. niedosyt pozostał, mimo świetnej formy i ogromnej dawki energii wyemitowanej przez chłopaków z isis. mam nadzieję, że szybko wrócą do polski, ale nie do proximy. szczęśliwie, w setliście znalazły się wills dissolve oraz carry, utwór które zawsze rozkładają mnie na części. a na deser pojawiła się rewelacyjnie zagrana dulcinea z przerażająco pięknym zakończeniem.

setlista:
1. hall of the dead
2. hand of the host
3. holy tears
4. 20minutes/40years
5. ghost key
6. wills dissolve
7. threshold of transformation
encore:
8. carry
9. dulcinea

10 komentarzy:

  1. no no, niektóre naprawdę zacne :)

    OdpowiedzUsuń
  2. --> Johnny:
    ech... z pustego nie nalejesz, szczególnie z czerwonego... :| nie jestem szczególnie zadowolony z tych zdjęć. ale skoro Tobie się któreś podobają, to mnie to cieszy :]

    OdpowiedzUsuń
  3. po zapoznaniu się z czerwonymi odpowiednikami, śmiem stwierdzić, że zdjęcia powyżej są naprawde bardzo bardzo dobre. napracowałeś się. dziś szczególnie upodobuję sobie zdjęcie turnera z profilu (4 od końca)

    OdpowiedzUsuń
  4. nie zgadzam się - dalek jest zajebisty i bardzo pasuje klimatem do isis (mimo, że to hip hop, to taki neurosisowy hip hop). widziałem i fociłem ich na asymmetry festival we wrocławiu i obok baroness, ufomammut, czy blindead był to jeden z najlepszych koncertów festu. (lepszy na pewno od występu mamiffer, który też tam grał). fotki zacne panie mikołaju :)

    OdpowiedzUsuń
  5. no nareszcie :D kurczĘ pierwsze zdjęcie jest rewelacyjne :]

    co do nałośnienia... dopiero wczoraj odetkało mi się ucho hehe.

    OdpowiedzUsuń
  6. no chłopie ! nieźleś porzeźbił, pierwsze zajebiste jest i prawe z pierwszego dyptyku .. super wychwycony moment :) fajnie światło się na panu kudłatym układa ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. --> Ewa:
    a nie podoba Ci się języczek Aarona? :]

    --> Paweł:
    i o to właśnie chodzi w muzyce, że jednym się podoba, a innym nie. moim zdaniem blindead by się sprawdził WIELE lepiej jako support bostończyków, bo ten dalek, tak szczególnie nieszczególnie mi podpadł, ale faktem jest, że dość dużo osób bawiło się na ich koncercie. dzięki za odwiedziny :]

    --> m.
    nawet nie pytaj, ile mam zaległości z innymi zdjęciami... wczoraj sobie postawiłem za cel ogarnięcie tych zdjęć! ano, na pierwszym gość fajnie się ustawił. ;]

    --> Iwona:
    dziękY! :]

    OdpowiedzUsuń
  8. Jakim zjebem trzeba być żeby brać na koncert zatyczki do uszu. Zostań w domu na drugi raz i słuchaj sobie muzyczki.

    OdpowiedzUsuń
  9. --> Anonimowy:
    Takim ZJEBEM się jest, jak szanuje się własny narząd słuchu i chce się słyszeć coś więcej niż ogłuszające pierdnięcie, a następnie przez kilka dni nie dochodzić do siebie, bo w uszach piszczy i dzwoni. Tyle.

    OdpowiedzUsuń
  10. No, Aaron brodą zaskoczył. Mamiffiera nie znałem wcześniej, więc nawet go nie poznałem wtedy :D Za to jaki oryginalny podpis mi machnął na Panopiticon! XD Zdjęcia bardzo fajne oczywiście.

    OdpowiedzUsuń