photo by johnny
euforia osiągnęła swoje maksimum, kiedy naszym oczom ukazał się dość pokaźny wąwóz, przez który musieliśmy się przeprawić. wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że cały był usłany powalonymi drzewami. a pod nimi przebiegała ścieżka... więc rowery w garść i marsz przed siebie!photo by johnny
photo by MOnika
kiedy wszystkim udało się przeprawić przez tą niemałą przeszkodę, postanowiliśmy wdrapać się na wielki głaz i poczynić grupenfoto. oczywiście ambitnie wlazłem na samą górę z kubusiem... na zdjęciu jednak wypatrzą go tylko sokole oczy.photo by johnny
po szlaku konnym przyszedł czas na prawdziwą zabawę dla kubusia. wjechaliśmy na szlak pieszy, który wiódł przez całkiem pokaźne kamieniste podjazdy i zjazdy. w czasie tego odcinka strasznie przeklinałem samego siebie - na zjazdach hamował mnie fakt, że jadę bez kasku, a w nerce mam optykę za kilka PLNów... mimo to, frajda z jazdy po tym szlaku była niesamowita. współtowarzysze podróży pewnie tylko co jakiś czas słyszeli moje okrzyki radości dochodzące z głębi lasu. genialny fragment trasy! kolejny odcinek był asfaltowy, na którym z czupurkiem postanowiliśmy sobie urządzić bio, było naprawdę zacnie. przewaga, którą zdołałem wypracować nad resztą ekipy w tym czasie pozwoliła mi na spokojne ustawienie się podjeździe z aparatem.julia była zachwycona, wręcz tryskała energią i radością. korzystając z chwili postanowiłem też uwiecznić zboże falujące na nieustającym wmordewindzie.w østermarie w lokalnym fastfoodzie wsunęliśmy energetyczne posiłki - hamburgery i popularny na wyspie polsemix, czyli posiekane parówki usmażone z frytkami. pycha! a żeby dania dobrze ułożyły się w brzuszkach - dolaliśmy kolarskiego paliwa.photo by MOnika
kolejną odwiedzoną przez nas miejscowością było østerlars, czyli wschodni łosoś. tam napotkałem morrisa minor 1000. co ciekawe, znów udało mi się zamienić kilka słów z jego właścicielem. ponownie, był to pierwszy właściciel samochodu - dostał go od ojca na 18 urodziny. 44 lata temu. niestety nie pomyślałem o tym, żeby sfotografować samochód z jego właścicielem - a szkoda, bo gość wyglądał na wyjętego z poprzedniej epoki.kawałek za miastem stoi jeden z czterech okrągłych kościołów, które można zobaczyć na bornholmie.atmosfera była zacna, pogoda dopisywała, noga dobrze podawała, a widoki zapierały dech w piersiach. aż mordki same się uśmiechały, nawet w czasie wywiadu przed kamerą.powrót do paradisbakkerne był naprawdę fajny, większość dystansu pokonaliśmy szutrową, szybką drogą przez puszczę. aż miło było dokręcać, ile sił w nogach. na koniec wycieczki zafundowałem sobie 13km pętlę, dzięki której powalczyłem sobie na kilku stromych podjazdach, a następnie zaliczyłem jeden, za to wielce solidny, kamienisty podjazd przez las. bomba!
wieczorem, z towarzyszem romeo oraz czupurkiem i przypadkowo napotkanym polakiem udaliśmy się na zakupy do svaneke. z pustą przyczepą szło pięknie, w svaneke towarzysz polak, którego imienia nie pomnę, zapytał nas, czy zawsze tak szybko jeździmy - na dystansie 6km, z romeo zrobiliśmy 15 minut przewagi nad nim. z zakupami poszło szybko, pan sprzedawca miał bezcenną minę, kiedy z kolejnej kieszeni bluzy wyciągałem dziesiątą puszkę paliwa kolarskiego. powrót nie był już taki łatwy i przyjemny. w przyczepie miałem z 10 litrów paliwa. to daje się we znaki, szczególnie na licznych, dość stromych podjazdach w drodze na nasze pole. nieszczęśliwie, romeo postanowił rzucić mi wyzwanie na ostatnim podjeździe - przegrałem. a po doturlaniu się do namiotu wyglądałem... dość niewyraźnie. photo by johnny
wieczór spędziliśmy przy ognisku. taki standardzik. uzupełniliśmy braki paliwa, temperaturę podkręciliśmy domowej roboty dopalaczem (dzięki monika) i wodą żubrzą. o poranku okazało się, że w nocy na pobliskim polu wylądowało ufo. pozostawili po sobie jednak dość nieregularne okręgi...
i tak skończył się kolejny dzień wyprawy. duńczycy z sąsiedniego namiotu najlepiej i najcelniej nas określili: wy idioty!
a jutro postaram się opisać kolejny, niestety deszczowy, dzień.
no i ja tam byłam miód i wino piłam - ale żeśta wtedy spali ;)))))))))) -ufo
OdpowiedzUsuńNo to wyzwanie pod ostatnią górkę to dlatego, że obiecałem szybko wrócić, żeby pójść pod prysznic zanim się ściemni :>
OdpowiedzUsuńAle wcześniej dzielnie tworzyłem cień aerodynamiczny dla ciebie!
to prawda, jednak nie wybaczę Ci tego wyzwania na podjeździe!
OdpowiedzUsuń