rockowe mikołajki w progresji w tym roku zapewniał szeroki skład - nutshell, totentanz, carrion, markonee oraz winger. na supporty nieszczególnie mi się spieszyło, wolałem poleżeć na kanapie, niż tłoczyć się w klubie. no i podobno włochów z markonee powinienem żałować... na ichspejsie słuchałem, ale mnie nie porwali. trudno się mówi. dotarłem dopiero na danie główne. czy warto było? zdecydowanie lepiej bym wyszedł na tym biznesie, gdybym sobie dalej na kanapie leżał. no, ale do rzeczy - w klubie było umiarkowanie tłoczno, średni wiek publiczności raczej nastoletni, a w fosie tłoczno, co zwiastowało szał. no, ale tak się nie stało. na scenie, czerwono, dlatego dzisiaj będzie w b&w. a koncert... słaby, żeby nie powiedzieć mizerny. dla przeciętnego człowieka słuchającego muzyki albo takiego, który był na więcej niż jednym koncercie w życiu, od razu do wyłapania była koszmarna monotonia i wtórność granych utworów. kolejnym kawałkom towarzyszył przede wszystkim brak. brak polotu, brak lekkości grania, brak pomysłu. po wysłuchaniu połowy koncertu byłem już naprawdę zmęczony. w końcu, doczekałem głośno zapowiadanej solówki reba beacha. gitarzysta to nie byle jaki, skoro gra w whitesnake, a za to jaki honorowy! grając swoje solo, oczywiście gwiazdorskie, sprowadzał je ciągle do poziomu prezentowanego przez zespół. a mógł pokazać więcej. widać po jego zachowaniu było to, że jest świadomy faktu, że on sam cieszy się większą popularnością, niż cały winger... no nie popisał się w moich oczach. chwilę potem przyszło kolejne gromko zapowiadane solo. i to był koniec. tym razem to rod morgenstein miał powalić publiczność na kolana... tak się nie stało i tym razem. było naprawdę źle. nie dość, że bębny były nagłośnione wyjątkowo kiepsko, jak na tak kulminacyjny moment koncertu, to linia gitar sącząca się gdzieś w tle popisu brzmiała jak dzwonek polifoniczny midi... i była odtwarzana z laptopa! w tym momencie wyszedłem. ale to nie wszystko. zadziwiły mnie reakcje publiczności, która zachowywała się, jakby na scenie grał zespół składający się z najlepszych muzyków świata. a tutaj mieliśmy zmanierowanego basistę/wokalistę, nijaki zespół i błyszczącego (jednak dość zamglonego) prawego wiosłowego. nie ogarniam. i utwierdzam się w przekonaniu, że publiczność coraz mniej potrzebuje jakości... ale w miarę profesjonalnego, pustego grania o niczym i na jedno kopyto.
setlista:
1. pull me under
2. blind revolution mad
3. easy come easy go
4. stone cold killer
5. miles away
6. rainbow in the rose
7. deal with the devil
8. down incognito
9. your great escape
--> reb solo
10. you are the saint, i am the sinner
--> rod solo
11. headed for a heartbreak
12. can't get enough
13. 17
encore:
14. junk yard dog
15. madalaine
16. hungry
17. helter skelter
ja sie pytam gdzie numeracja? :)
OdpowiedzUsuńale pan gitarowy się spojrzał w obiektyw .. no no :)
4 mnie sie podobie .. fajne światełko i przyjemna perspektywa zza tłumu, 6 mina the best ! na 7 i 8 swoją drogą też :) 10 porządna ! podoba mi się uchwycony moment i ta łapka \m/ - fajnie złapana konterka najlepsze z zestawu, 11 zacne choć moim zdaniem troche za jasne (widać po twarzach że mieli czerwono)
Jesteś pewien kołku, że w takiej kolejności zagrali piosenki, czy po prostu bezmyślnie przepisałeś z setlisty? Nawet dobrze przeczytać nie potrafisz (nie hitter, tylko helter). Skrótowe tytuły mieli napisane na setliście a ty jako wielki recenzent powienieneś napisać pełne tytuły. Na przyszłość unikaj tego typu koncertów, bo ewidentnie nie są one przeznaczone dla ciebie.
OdpowiedzUsuń--> Murawka:
OdpowiedzUsuńza późno już było na numerowanie... a ja zbyt leniwy. cieszę się, że się podobało, a 10 też chyba moje najbardziej ulubione.
--> Anonimowy:
całe życie się człowiek uczy. tytuły już poprawiłem, dzięki za uwagę. ciężko było mi ocenić, czy był to hotter/hitter/helter - przepisywałem nazwy ze zdjęcia setlisty, więc kolejność na pewno dobra. widać wszystkie kawałki były tak podobne do siebie, że ciężko je odróżnić. a jak chcesz do mnie mówić per kołku, to się przedstaw. zapraszam ponownie.
Zgadzam się z Mikołajem. Występ Winger był bardzo słaby oraz rozczarowywyujący oraz nudny. Zdumiewała mnie reakcja fanów, ale fan ma swoje prawa. I może go miłość do ukochanej kapeli zaślepić, a w tym wypadku ogłuszyć.
OdpowiedzUsuńGratuluję Mikołaj, Twoje zdjęcia są lepsze od występu gwiazdy wieczoru.
To trzeba było proszę pana pojechać do Pragi, gdzie wszystko działało bez zarzutu i koncert był rewelacyjny. A może Czesi potrafia bawić sie lepiej od Polaków i nie czepiają sie pierdół? Dla mnie koncert był rewelacyjny
OdpowiedzUsuńPo pierwsze setlista:
OdpowiedzUsuńPull = Pull Me Under
EZ Cum = Easy Come Easy Go
Kolejność też nie jest dobra, bo zamiast Junkyard Dog zagrali Miles Away, którego nie było w głównym secie. I Rob solo to Rod solo..
Helter Skelter zagrane było razem z Markonee, którego występu zdecydowanie powinieneś żałować, chociaż jeśli nie pasował Ci klimat na Winger, wątpię, żeby koncert Włochów jakoś specjalnie Cię przekonał..
Z kolei w kwestii Twojej recenzji - oczywiście masz prawo do własnego zdania, krytyki itd., ale pozwól, że trochę podyskutuję. Solówka Roda rzeczywiście z nóg nie zwalała, ale za to Rebowi kunsztu odmówić się nie godzi. Nie sądze, że jak to ująłeś, "zniżył się do poziomu zespołu" - zagrał solo pasujące do koncertu rockowego, a nie do jakiegoś shred festu. Był popisowy tapping, ale nie było przesady - tak jak mówię, w sam raz na występ rockowy, a nie G3 czy koncert na NAMMie. Solówki w Whitesnake gra podobne, a nie sądzę by uważał się za bardziej popularnego od Coverdale'a.
Jeśli chodzi o granie "o niczym"... szkoda, że opuściłeś występ Totentanz - oni grali "o czymś", a byli tak żenujący, że aż przykro było słuchać. Idąc na koncert Winger raczej należało się spodziewać, że usłyszy się radosne pioseneczki z głupawymi tekstami, a nie operę pod tekst Twardowskiego.
W kwestii monotonności i jednakowości - naprawdę uważasz, że np. "Seventeen" przypomina np. "Your Great Escape"? Zespół ma swój styl, ale moim skromnym zdaniem polotu i lekkości grania, komu jak komu, ale im odmówić się nie da.
Będąc na więcej niż jednym koncercie w swoim życiu (i nie mówię tu o Ich Troje tylko o szanowanych gwiazdach na międzynarodową skalę), a więc mając porównanie, uważam, że Winger byli fantastyczni - świetni muzycy, wspaniałe wykonanie piosenek, idealna atmosfera.
Pozdrawiam i życzę lepszego odbioru kolejnych koncertów.
Mógłbyś zapodać konfigurację aparatu i nastawy?:)
OdpowiedzUsuńJa też byłem na paru koncertach w życiu. I jeszcze kilka wywiadów przeprowadzałem też. I uważam, że Winger to jest takie rockowe Ich troje. A Włosi z Markonee to po prostu był super czad.
OdpowiedzUsuńReb był tak wyluzowany jakby doskonale zdawałs obie sprawę, że my wiemy, że on wie, że znaczna częśc narodu tego dnia w Progresji przyjechała wyłącznie dla niego. A nie, nawet profesjonalnej, ale nijakiej, małomiasteczowej kapeli Winger. Stringer by się lepiej nazwali.
--> Dawid:
OdpowiedzUsuńskoro się zgadzasz, to fajnie. a jak zdjęcia się podobają, to już w ogóle ekstaza.
--> Anonimowy:
we wszystek umiar, jest tylko kilka zespołów na tym padole, za którymi mógłbym pojechać na drugi kraniec świata. co do publiczności - polska jest zdecydowanie najnajnajlepsza. i nie jeden zespół mógłby Ci to potwierdzić. niewielki tłumek polskich fanów jest w stanie rozgrzać się do takiej temperatury, że artysta bisuje PIĘĆ razy.
za wingerem jeździć nie zamierzam.
--> Moja skroman osoba:
po raz ochnasty powtórzę - kolejność jest spisana z setlisty, która znajdowała się na scenie - traktuję ją za wiarygodną i tego będę się trzymał
co do włochów - z wypowiedzi moich znajomych wnioskuję, że to oni byli jakościową gwiazdą tego wieczora. mimo krótkiego setu. a są to wiarygodne osoby - co więcej, nawet są to fani wingera.
dziękuję Tobie za przyznanie mi prawa do wypowiadania własnych opinii - jestem bezgranicznie wdzięczny. do dyskusji, jak najbardziej zapraszam! kocham KONSTRUKTYWNE dyskusje! co do roda - zgadzam się, solo był bardzo słabe, tak nie wypada na koncertach. co do reba - zgodzić się nie mogę w zupełności - widać było, że ma świadomość tego, że ludzie przyszli dla niego, nie dla wingera.
totentanz widziałem kiedyś-gdzieś. porwać mnie nie porwali, bo w polsce jest tylko kilka porywających mnie zespołów (szczęśliwie ciągle ich przybywa!), ale byli jak najbardziej do strawienia. nie trzeba grać opery z Twardowskim, żeby grać o czymś. ale to już zależy od odbiorcy. trudno.
na koncercie było nudno i niezmiennie, potrafię rozróżniać rytm perkusji, basu... był ciągle prawie identyczny. mniejsza o to, i tak z fanowskim zapałem będziesz mi udowadniał, że białe jest czarne i na odwrót.
jeżeli uważasz, że winger pokazał się z fantastycznej strony, to polecam Tobie wybrać się na jakieś inne koncerty, nawet tych mniej szanowanych międzynarodowo zespołów - trzeba było wybrać się na kotzena, który lekkością, prostotą i polotem obezwładnił zebranych słuchaczy - to był fantastyczny koncert. trzeba było wybrać się na wintera, który mimo swojego wieku - pozamiatał. posłuchaj tides from nebula, riverside. te zespoły prezentują światowy poziom. wysłużeni acids grają zawodowe koncerty, na nich nie jest nudno. mógłbym tak wymieniać koncerty, koncerciki, koncerciątka zespołów znanych garstce osób, które były o niebo lepsze niż owy, tutaj omawiany.
problemów z odbiorem nie mam, dziękuję.
życzę Tobie na Twojej muzycznej drodze bardziej wartościowych koncertów.
--> Anonimowy:
Canon 450D
Canon 24-70 f/2.8 L
Canon 70-200 f/2.8 L
--> Dawid:
naprawdę widziałeś PARĘ koncertów w swoim życiu?!
łojezu, ależ żywiołowa dyskusja :D zazdroszczę, hehe ;)
OdpowiedzUsuńa, zapomniałam dodać - możesz używać ciut większych literek? bo wiesz, starsi czytelnicy, niedowidzący do końca, mają wielki problem z przeczytaniem tekstu, hehe ;)
OdpowiedzUsuń--> Kara:
OdpowiedzUsuńteż byś napisała jakiś elaborat. o zdjęciach byś powiedziała, albo że winger to najlepszy zespół świata, czy coś.
hehe, ok:
OdpowiedzUsuńwinger to NIE najlepszy zespół świata ;)
elaboratu nie będę pisać, bo Ci na żywca przy najbliższej okazji powiem.
i muszę zobaczyć ten Twój 24-70 2.8 - długo go masz?
zdjęcia mi się podobają, trochę bym tylko kontrast podciągnęła, ale to takie moje zboczenie ;)
Dawid do Mikołaja...
OdpowiedzUsuńNo tak, przeciez wiadomo, że ja leń jestem i nierób i sie nie znam. Więc dlatego byłem na dwóch koncertach w życiu.
Zreszta po cholerę chodzić na wiecej - anonimowi znawcy z Internetu i tak wiedzą wszystko najlepiej. Po relacji z Kotzena dostało mi się... "że ja się na takiej muzyce nie znam".
;)))))))
Z "wielkich" gitarmenow nie rozmawiałem chyba tylko z Satrianim i Hammetem. W związku z powyższym NIE MAM PRAWA KRYTYKOWAĆ JAKIEGOŚ Pieculewicza. Bo się nie znam.
.............."kołku!" !!!!!!
OdpowiedzUsuńheheheeee umarłam :D co za tupet :P
--> immago:
OdpowiedzUsuńno co ja poradzę, kołek to moje drugie ja. a Ty nawet nie podejdziesz na koncercie się przywitać :P