20090909

śląsk. industrialnie i błotniście.

ciąg dalszy, dla mnie chyba jednak istotniejszy, relacji z ostatniej wizyty na śląsku. organizatorzy festiwalu tauron nowa muzyka zadbali również o nie-muzyczną rozrywkę, w piątek można było zwiedzać cementownię w grodźcu, niestety w czasie tej wycieczki siedziałem jeszcze w warszawie w biurze. na sobotę z kolei alernatif turistik zaplanowali zwiedzanie huty katowice. pomimo bardzo zniechęcającej godziny zbiórki - 9.30 pod spodkiem i faktu, że poszedłem spać koło 5.40... udało się. oczywiście nie mogło się obyć bez przygód i nerwów. mniejsza o to. hutę zwiedzałem po raz drugi, oprowadzał nas dokładnie ten sam przewodnik, który pokazywał nam hutę 5 lat temu w czasie wycieczki z liceum. opowiadał dokładnie te same czerstwe żarty w dokładnie tych samych momentach. huta ponownie zrobiła na mnie piorunujące wrażenie, to taki smok ziejący ogniem i dymem, taki mechaniczny potwór, który żyje bez kontroli ludzi. bo ludzi naprawdę widać na terenie huty niewielu... siedzą poukrywani w kabinach za czarnymi od pyłu szybami. a huta żyje swoim życiem, jakby niezależnie od ludzi. tym razem bardziej moją uwagę bardziej przykuły dźwięki niż widok rozżarzonej stali. w hucie usłyszeć można naprawdę wiele, od prostego zgrzytów uderzających o siebie elementów stalowych, przez dźwięk olbrzymich turbin, skwierczenie wrzącej wody na gorącej stali, po rytmiczne uderzenia maszyn przekładających jednocześnie setki szyn i teowników na wielkich podajnikach. zastanawiałem się, czy blixa z neubautenów nie inspirował się właśnie tymi dźwiękami... a gdyby tak zagrał koncert w czynnej hali walcowni stali?
w hucie, niestety, zdjęć robić nie wolno - wywiad gospodarczy, te sprawy... a szkoda, bo obrazki mogłyby być niesamowite. tego dnia byliśmy jeszcze na terenie starej kopalni paryż w będzinie. poza pracownią krawiecką trafiliśmy tam również na kilka opuszczonych budynków dawnej stacji ratownictwa górniczego.zwiedzanie tego dnia zakończyło się bardzo późno, bo koło 4 rano. a to dlatego, że po festiwalowych koncertach dotarłem do zabrza i wyciągnąłem jeszcze murawkę na nocne zdjęcia pod koksownię jadwiga. to kolejny mechaniczny smok ziejący ogniem i dymem. co z tego, że wali siarką na kilka kilometów, skoro się tak wspaniale prezentuje?tak wiem, ostrości nie ma, ale moim zdaniem to zdjęcie ma w sobie to coś i bardzo, bardzo mi się podoba.i tak kolejny szalony dzień dobiegł końca. spać poszliśmy chwilę przed 6 rano, a już na 11 w niedzielę byliśmy umówieni w katowicach z ekipą offroadową. cóż zrobić? człowiek chce aktywnie spędzać czas, to nie może go tracić na spanie! większą część niedzieli spędziliśmy z ekipą z silesiapark4x4, bandą terenowych wiariatów. przyznać muszę, że pierwszy raz jechałem taką true terenówą, na dodatek w nielekkim terenie i chwilami miałem cykora i to wielkiego. wrażenia z jazdy? niesamowite! i chyba poszukam w okolicach warszawy podobnej ekipy... a może z czasem zafunduję sobie jakiegoś samuraia? tego dnia chłopaki przygotowywali akurat trasę do zlotu 'bez ciśnienia', który się odbył w dniach 4-6 września - relacja u murawki (zazdrocha straszna!). a było tak...zacięta walka drugiego patrola, niestety zakończona niepowodzeniem. mimo wielu prób nikomu nie udało się podjechać na ten niewinnie wyglądający prógrady również nie dał bartek z murawką na pokładzie, walczył wściekle...ponownie potworek irka, maszyna piekielnai jeszcze kilka zdjęć z analogapo błotnistych przygodach przyszedł czas na niedzielne koncerty i powrót do domu... ale o tym już było.
murawka, dziękuję za towarzystwo, atrakcje, szurniętego kota, przechowanie i śniadanie prawie do łóżka!

1 komentarz:

  1. prawie to nie to samo co do łóżka .. :P polecam sie na przyszłość. Jadzia nie zieje siarka :P heheh to byla para wodna z pyłami tylko :) hehehe

    OdpowiedzUsuń