bezapelacyjnie, ten koncert był świętem metalu w najczystszej postaci. po raz pierwszy na polskiej scenie zagościli panowie z lamb of god. oczekiwania były duże, zarówno do zespołu oraz do publiczności. no i obie strony wywiązały się ze swojego zadania perfekcyjnie. w progresji ludzi było pod korek, a wśród nich tylko niewielu nieporuszonych maruderów - znakomita większość kręciła młyn pod sceną. muzycy wykorzystali taki feedback znakomicie i zagrali chyba najlepiej, jak potrafią. na pewno oskrzydlała ich gorąca atmosfera w klubie, czego nawet nie próbowali ukrywać. wręcz przeciwnie - kilka razy w ciągu koncertu można było usłyszeć ze sceny, że polska publiczność jest najbardziej szalona. a flaga, która wylądowała w rękach randy'ego niejednokrotnie służyła mu jako okrycie, w którym dumnie paradował po scenie. sama radość.
01. the passing - intro
02. in your words
03. set to fail
04. walk with me in hell
05. something to die for
06. ruin
07. hourglass
08. dead seeds
09. blacken the cursed sun
10. descending
11. contractor
12. laid to rest
13. omerta
encore:
14. vigil
15. redneck
16. black label
PS. i na koniec, element rozrywkowy z koleżanką po fachu i nie tylko, czyli z frotą i jej numerkiem z szatni:
dzięki za foty ! pozdro 600
OdpowiedzUsuńtrzepią tymi piórami i trzepią... łohh
OdpowiedzUsuńnumer 15, zdecydowanie
OdpowiedzUsuń--> Anonimowy:
OdpowiedzUsuńproszę bardzo, na zdrowie.
pozdro 666
--> aga:
no, jak jest siarka, ogień, zUo i zniszczenie, to muszą być też pióra :]]]]
--> Wantsky:
o tak, 15, to jedno z moich ulubionych. chociaż nieskromnie dodam, że ogólnie uważam to za udany reportaż. :P
\m/
OdpowiedzUsuń